Mefisto...diabeĹ czy anioĹ?
wkleiłem to w wątek...ale chyba nadaje się na oddzielny temat...autor maur...z dawno nieistniejącego prapraprzodka obecnego forum....
Widzisz ... życie z alkoholikiem jest jak gra w szachy.
Przy czym arcymistrzem jest alkohilik, a Ty jego sparring-partnerem.
W grze w szachy chodzi o to, aby "unieruchomić" króla przeciwnika.
Doprowadzić do sytuacji, w której nie będzie miał żadnego rochu,
który byby w stanie ocalić jego najwazniejszą figurę przed "zbiciem".
Ten stan nazywa się matem.
Alkoholikowi chodzi o to, aby zamatować swoją ofiarę najmniejszym
kosztem.
W tym celu często poświęca różne swoje pionki, figury, aby wciągnąć
Cię w pułapkę i doprowadzić do sytuacji, w której on uzyska przewagę
pozycyjną.
W naturę tej gry są wpisane straty.
Zbija się pionki, figury lekkie, figuty ciężkie, ...
Nie da się grać w szachy nie ponosząc strat oraz ich nie zadając.
Zwykle, szczególnie u niezbyt doświadczonych graczy, partia się
kończy gdy na szachownicy nie pozostaje prawie nic figur ani pionków.
Spustoszenie, które dokonało się w czasie tej gry jest praktycznie
nieodwracalne.
Dokładnie tak samo wygląda gra w życie wspólne z alkoholikiem.
Zwykle wygrywa arcymistrz, dożywając do końca swych dni bez zmiany
swojego postępowania, czasem doprowadza się do sytuacji patowej, a
jedynie w nielicznych wypadkach udaje się wygrać sparring-partnerowi.
Zawsze jedna towarzyszą temu ogromne straty na szachownicy życia.
Podobnie jak w szachach, każdy doświadczony gracz jest w stanie
przewidzieć wiele ruchów naprzód.
Wie jak zagra jego przeciwnik, gdy on wykona jakiś ruch.
Wie co będzie potem, jakie będą tego konsekwencje.
Na początku, czy w środku gry nie wie się jak cała partia będzie
przebiegać, bo zawsze gdzieś w końcu któaś ze stron popełni jakiś
błąd, zmęczona długim czasem rozgrywki.
Wygrywają jednak zwykle arcymistrzowie.
Jest jednak pewna różnica między grą w szachy, a zyciem z
alkoholikiem.
Aby móc dobrze grać w szachy, potrzebna jest trzeźwa (nomen omen)
ocena sytuacji na planszy, młasnych możliwości, możliwości
przeciwnika.
Współuzależnione kobiety zaś nie myślą trzeźwo, więc zawsze
przegrywają.
Przegrywają wiele lat ze wswojego życia.
Szachista w ważnej rozgrywce nie słucha sugestii swojego przeciwnika
dotyczącej tego jak powinien zagrać, bo wie, że ten go chce zwieść.
Gdy szachista usłyszy radę co do tego jak powinien w tym momencie
zagrać od kogoś, kto ma większe doświadczenie niż on w tej grze,
zwykle słucha tej rady, bo wie, że tamten widzi i wie więcej niż on.
Współuzależnieni zaś nigdy takich rad nie słuchają.
Nie słuchają bo liczą na cud.
Na to, że akurat oni go doświadczą.
I zdarza się, że doświadczają.
Nigdy jednak wtedy, gdy na szachownicy stoją jeszcze jakieś jego
wartościowe figury do zbicia.
Cud może nastąpi dopiero wtedy, gdy wszystko stracisz - Ty i on.
A i to rzadko.
Wtedy zacznie się nowa partia.
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl katkaras.opx.pl
Widzisz ... życie z alkoholikiem jest jak gra w szachy.
Przy czym arcymistrzem jest alkohilik, a Ty jego sparring-partnerem.
W grze w szachy chodzi o to, aby "unieruchomić" króla przeciwnika.
Doprowadzić do sytuacji, w której nie będzie miał żadnego rochu,
który byby w stanie ocalić jego najwazniejszą figurę przed "zbiciem".
Ten stan nazywa się matem.
Alkoholikowi chodzi o to, aby zamatować swoją ofiarę najmniejszym
kosztem.
W tym celu często poświęca różne swoje pionki, figury, aby wciągnąć
Cię w pułapkę i doprowadzić do sytuacji, w której on uzyska przewagę
pozycyjną.
W naturę tej gry są wpisane straty.
Zbija się pionki, figury lekkie, figuty ciężkie, ...
Nie da się grać w szachy nie ponosząc strat oraz ich nie zadając.
Zwykle, szczególnie u niezbyt doświadczonych graczy, partia się
kończy gdy na szachownicy nie pozostaje prawie nic figur ani pionków.
Spustoszenie, które dokonało się w czasie tej gry jest praktycznie
nieodwracalne.
Dokładnie tak samo wygląda gra w życie wspólne z alkoholikiem.
Zwykle wygrywa arcymistrz, dożywając do końca swych dni bez zmiany
swojego postępowania, czasem doprowadza się do sytuacji patowej, a
jedynie w nielicznych wypadkach udaje się wygrać sparring-partnerowi.
Zawsze jedna towarzyszą temu ogromne straty na szachownicy życia.
Podobnie jak w szachach, każdy doświadczony gracz jest w stanie
przewidzieć wiele ruchów naprzód.
Wie jak zagra jego przeciwnik, gdy on wykona jakiś ruch.
Wie co będzie potem, jakie będą tego konsekwencje.
Na początku, czy w środku gry nie wie się jak cała partia będzie
przebiegać, bo zawsze gdzieś w końcu któaś ze stron popełni jakiś
błąd, zmęczona długim czasem rozgrywki.
Wygrywają jednak zwykle arcymistrzowie.
Jest jednak pewna różnica między grą w szachy, a zyciem z
alkoholikiem.
Aby móc dobrze grać w szachy, potrzebna jest trzeźwa (nomen omen)
ocena sytuacji na planszy, młasnych możliwości, możliwości
przeciwnika.
Współuzależnione kobiety zaś nie myślą trzeźwo, więc zawsze
przegrywają.
Przegrywają wiele lat ze wswojego życia.
Szachista w ważnej rozgrywce nie słucha sugestii swojego przeciwnika
dotyczącej tego jak powinien zagrać, bo wie, że ten go chce zwieść.
Gdy szachista usłyszy radę co do tego jak powinien w tym momencie
zagrać od kogoś, kto ma większe doświadczenie niż on w tej grze,
zwykle słucha tej rady, bo wie, że tamten widzi i wie więcej niż on.
Współuzależnieni zaś nigdy takich rad nie słuchają.
Nie słuchają bo liczą na cud.
Na to, że akurat oni go doświadczą.
I zdarza się, że doświadczają.
Nigdy jednak wtedy, gdy na szachownicy stoją jeszcze jakieś jego
wartościowe figury do zbicia.
Cud może nastąpi dopiero wtedy, gdy wszystko stracisz - Ty i on.
A i to rzadko.
Wtedy zacznie się nowa partia.