Mefisto...diabeł czy anioł?

Magnolia / Mag-no'li-a
scenariusz i re¿yseria: Paul Thomas Anderson (USA 1999)

San Fernando Valley, Po³udniowa Kalifornia, rok 1999. Jeden dzieñ z ¿ycia zwyk³ych ludzi: umieraj±cego starca, jego m³odszej od niego ¿ony, jego pielêgniarza, telewizyjnego guru, policjanta na s³u¿bie, kilkuletniego zwyciêzcy teleturniejów, by³ego zwyciêzcy teleturniejów, telewizyjnego showmana i prowadz±cej ryzykowny tryb ¿ycia dziewczyny. Ka¿da z tych postaci poszukuje akceptacji, mi³o¶ci, wybaczenia, swego miejsca w ¿yciu... Ka¿da ma swój w±tek, lecz w±tki te przeplataj± siê, tworz±c w sumie jedn± mozaikow± opowie¶æ o mieszkañcach dzisiejszych Stanów Zjednoczonych - o ich rozterkach, nadziejach, niepokojach, rado¶ciach i smutkach. Symultaniczny monta¿ na przemian komicznych, lirycznych i dramatycznych epizodów prowadzi do powstania obyczajowej panoramy wspó³czesnej Ameryki: panoramy chwilami pe³nej goryczy, ale nie pozbawionej ciep³a, humoru, optymizmu i wiary w to, ¿e ludzie - choæ czasami b³±dz± - s± z natury dobrzy. Przy tej okazji zostaje poruszonych wiele tematów, takich jak: stosunki miêdzy rodzicami a dzieæmi, gniew i wybaczenie, samotno¶æ, ¶wiat w telewizji i ¶wiat rzeczywisty.
Kolejne epizody, niczym "ods³ony" w teatrze, przybli¿aj± nas do poszczególnych bohaterów, mówi± nam coraz wiêcej i wiêcej o tym, co ich trapi, boli, napawa lêkiem lub rado¶ci± czy nadziej±.

Anderson po tym filmie mia³ powiedzieæ, ¿e lepszego filmu ju¿ nie nakrêci i jak dot±d jestem sk³onny tej opinii przyklasn±æ.

Jest to obraz mocno zainspirowany „Na skróty” Altmana (swoich inspiracji twórczo¶ci± Altmana Anderson w ogóle nie kryje): podobna jest mozaikowa konstrukcja, a nawet formu³a nag³ego i niespodziewanego zakoñczenia jest prawie ¿ywcem przejêta z „Na skróty”. Mo¿na by powiedzieæ wiêc, ¿e Anderson stworzy³ obraz wtórny, zer¿n±³ od Altmana i na tym zakoñczyæ dyskusjê.

A jednak "Magnolia" do¶æ mocno modyfikuje pierwowzór, a nawet pod pewnymi wzglêdami go przerasta. Jest to film o bardziej spoistej narracji ni¿ "Na skróty". Film Altmana nie stanowi tak jednolitej opowie¶ci, historie poszczególnych bohaterów nie uk³adaj± siê w jedn± historiê; mo¿na nawet zaryzykowaæ twierdzenie, ¿e nie ³±czy ich nic wiêcej, jak specyficzna optyka i czarny humor autora - re¿ysera. Nie da siê powiedzieæ w jednym zdaniu, ¿e „Na skróty” s± filmem o tym i o tamtym. Jest mocno i ¿yciowo o ludziach, ten film roztacza tak± panoramê, po prostu.

Z „Magnoli±” jest inaczej. Poszczególne historie maj± swój jeden, wyra¼niej zarysowany temat. Jest o ¿yciu, o tym jakie ono jest ciê¿kie, ale nie beznadziejne. Wiele siê tu mówi o stosunkach na linii rodzice - dzieci, o b³êdach wychowawczych, które mog± rzutowaæ na ca³e pó¼niejsze ¿ycie. To zreszt± ¶wietnie zawiera siê w tytule filmu. Bo dlaczego „Magnolia” w³a¶nie? Anderson zdaje siê rozumieæ pod tym tytu³em to, ¿e ¿ycie cz³owieka jest bardzo wra¿liwe i kruche. Podobnie jak drzewo magnolii, które kwitnie ju¿ w kwietniu, a jej kwiaty s± bardzo wra¿liwe na mróz. Wystarczy tylko lekki przymrozek, a kwiaty siê zmarnuj±... I takich historii, których bohaterowie nosz± w sobie jakie¶ piêtno przesz³o¶ci widzimy w filmie kilka.

Anderson stoi te¿ za ¶wietnie rozpisanym scenariuszem do filmu, niezwykle umiejêtnie ³±cz±cym historie poszczególnych bohaterów i doskonale operuj±cym napiêciem (graficznie mo¿na by rzecz przedstawiæ w formie sinusoidy). Rewelacyjna jest praca kamery, jak i aktorstwo – praktycznie same gwiazdy kina. Choæby dla nich warto film obejrzeæ. Je¶li mia³bym wskazaæ jedn± osobê, która zagra³a najlepiej, to by³oby mi trudno wybraæ, ale na pewno warto zwróciæ tu baczniejsz± uwagê na Toma Cruise’a. Sceny, w których stopniowo dochodzi do prawdy o sobie samym, jak stopniowo zrzuca kolejne maski, s± naprawdê niesamowite (choæ ¶wietnych scen tu nie brakuje – choæby ta z ch³opcem w trakcie teleturnieju).

Co jeszcze jest niezwyk³ego w tym filmie? Mo¿e to, ¿e je¶li nawet przedstawia zbiór do¶æ ciê¿kich, ¿yciowych historii, to jednak po seansie jest siê pe³nym optymizmu i wiary w ludzi. Du¿a zas³uga w tym mocno nietypowej i zaskakuj±cej koñcówki, która jest swego rodzaju zabaw± z widzem, puszczaniem oka (w moim odczytaniu tak jest, ale my¶lê, ¿e ma to swój sens). Formalnie rzecz bior±c jest to przejêta ze staro¿ytnego teatru formu³a deus ex machina, u¿ywana w momentach, gdy przedstawienie trwa³o zbyt d³ugo bez widoków na koniec. Spoiler: Deszcz ¿ab w filmie maj± moc oczyszczaj±c±. Towarzyszy mu pozytywne rozwi±zanie sytuacji ¿yciowych bohaterów. Jest bardzo optymistycznie - ludzie sk³óceni wybaczaj± sobie, zagubieni znajduj± swoj± drogê, samotni wi±¿± siê w pary itd. itp. Jest to zakoñczenie, na jakie ka¿dy czeka, ale jest to te¿ zakoñczenie mocno przewrotne (ciê¿ko stwierdziæ jednoznacznie czy happy end rzeczywi¶cie tam wystêpuje). W koñcu jak czêsto zdarza siê, ¿e z nieba lec± ¿aby?

Piêkny film. I jeden z lepszych, jakie widzia³em. Szczerze polecam ka¿demu, bo jest to najl¿ejszy, najbardziej komercyjny, a zarazem w mojej opinii najlepszy film Andersona. Kino mo¿e ciut bardziej wymagaj±ce skupienia, ale za zaanga¿owanie odp³aca z nawi±zk±. Tych, co jeszcze nie widzieli, chcia³bym ostrzec, ¿eby nie zniechêcali siê pierwszymi dwudziestoma minutami filmu. Nat³ok wydarzeñ pochodz±cych z ró¿nych historii jest tak du¿y, ¿e ciê¿ko pocz±tkowo siê po³apaæ o co chodzi, ale to na szczê¶cie szybko mija. A pó¼niej jest ju¿ tylko ¶wietnie.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katkaras.opx.pl