ďťż

Mefisto...diabeł czy anioł?



Odsyłają nas z chorymi od jednego do drugiego szpitala niczym się nie przejmując - skarżą się pracownicy katowickiego pogotowia. W czwartek stracili cierpliwość, kiedy lekarz z Centralnego Szpitala Klinicznego nie przyjął ich pacjenta, uznając, że niepotrzebnie przywieźli go do CSK, skoro 200 m bliżej mieli inny szpital.
Wszystko działo się w czwartek około pierwszej po południu. Karetka pogotowia zabrała z domu przy ul. Długiej pana Grzegorza. Mężczyzna ma 41 lat. W styczniu miał wypadek - upadł na chodnik i uderzył się w głowę. Zrobił mu się krwiak w mózgu. Przeszedł operację jego usunięcia.

W czwartek źle się poczuł, dostał drgawek i chwilami tracił przytomność. Żona wezwała pogotowie. Przyjechała ekipa tzw. karetki podstawowej, czyli złożona z samych ratowników (od stycznia lekarze jeżdżą jedynie w zespołach reanimacyjnych).

- Uznaliśmy, że skoro chory przeszedł operację, najlepiej zawieźć go od razu do szpitala, w którym jest nie tylko neurologia, ale także neurochirurgia - mówi jeden z ratowników.

Pojechali więc do Centralnego Szpitala Klinicznego. Tu na izbie przyjęć rozmawiał z nimi lekarz z kliniki neurologii. - Nawet nie spojrzał na pacjenta, nie zajrzał do historii choroby, tylko od razu spytał, po co przyjechaliśmy akurat do CSK, skoro z centrum bliżej jest na neurologię do Okręgowego Szpitala Kolejowego, i z miejsca nas odesłał - mówi Marian Stanoszek, kierowca karetki.

Ekipa pogotowia oniemiała z oburzenia. CSK i OSK są od siebie oddalone zaledwie od 200 m. W dodatku ratownicy, chcąc ominąć korki, nie jechali ul. Panewnicką, ale z drugiej strony, i to CSK szybciej znalazło się na ich drodze.

Stanoszek nie wytrzymał i zatelefonował do "Gazety". Po chwili przerwał rozmowę, bo pan Grzegorz, ledwie zdążył powiedzieć, że zgadza się na artykuł, zaczął tracić przytomność. Karetka natychmiast zawiozła go do szpitala kolejowego. Tam z miejsca został przyjęty.

- Nie byłoby takich nerwów, ale to nie pierwszy raz. W katowickich szpitalach ciągle nas odsyłają od Annasza do Kajfasza, nie patrząc, że przecież wozimy ze sobą chorych. Nie dalej jak dwa tygodnie temu jedynym miejscem, w którym przyjmowano chorych na internę, był maleńki szpital w Murckach - skarżą się ratownicy z katowickiej stacji Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego.

- Nie wiem, jak częste są takie sytuacje, bo nie o wszystkich jestem informowany, ale wiem, że do nich dochodzi. Nie rozumiem, dlaczego szpitale odmawiają przyjęć. Czy nie opłaca im się leczyć? - pyta dyrektor WPR Artur Borowicz.

Maria Kukawska, rzeczniczka praw pacjenta w śląskim NFZ-ecie, mówi wprost, że lekarz postąpił źle odsyłając chorego pana Grzegorza. - W ustawie o ratownictwie medycznym jest zapis o zawożeniu chorego do najbliższego szpitala, ale w sytuacji, kiedy stoją one niemal obok siebie, trudno chyba odmierzać tę odległość linijką. W dodatku, kiedy już chory jest na miejscu, jeszcze w takim stanie, odesłanie go, i to bez badania, jest złe. Dziwię się "odwadze" tego neurologa - mówi Kukawska.

Szefowie CSK przepraszają za jego zachowanie. - Wstyd nam, że tak się stało. To była głupia decyzja i lekarza spotka za nią kara dyscyplinarna. Dołożymy wszelkich starań, by podobna sytuacja nie miała już u nas nigdy miejsca - zapewnia Sergiusz Karpiński, wicedyrektor szpitala.

Judyta Watoła
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katkaras.opx.pl