ďťż

Mefisto...diabeł czy anioł?

Zespół Szpitali Miejskich ma około 11,5 mln długu i niekorzystny kontrakt z NFZ. Dlatego dyrektor chciał obciąć zarobki około 800 pracownikom.

Zespół Szpitali Miejskich w Chorzowie na gwałt musi szukać oszczędności. Jerzy Szafranowicz, dyrektor szpitala, niedawno zaproponował, by wszyscy pracownicy dostawali mniejsze pensje.

Kadra kierownicza i lekarze zgodnie z tym pomysłem mieli zarabiać o 10 procent mniej, czyli każdy średnio straciłby 500 zł netto. Pielęgniarki miały dostawać pensje niższe o osiem proc. (czyli o około 200 zł) a pozostały personel, który najmniej zyskał na ostatnich podwyżkach, miał mieć pensje niższe o sześć proc., czyli o około 80 zł.

Z tego pomysłu nic nie wyszło. - Wszystkie związki działające na terenie szpitala odrzuciły tę propozycję. Uznaliśmy ją za zbyt drastyczną - mówi Andrzej Zurek, przewodniczący NSZZ Solidarność w chorzowskich placówkach zdrowia. - Czekamy na propozycje dyrekcji na sposoby wychodzenia z kryzysu.

Zurek zapewnia, że związki są gotowe do dalszych rozmów. Chcą nawet pomagać dyrekcji w rozwiązywaniu problemów finansowych. Jak mówi Zurek, już teraz zaproponowano inne sposoby organizacji pracy.

Zresztą Szafranowicz już tnie koszty. Przekonał też do oszczędzania ordynatorów. Oni, zarządzając częścią pieniędzy z kontraktów, są ponoć w stanie zaoszczędzić 1 mln 200 tys. zł rocznie. Dzięki redukcji etatów, gównie przejściom na emerytury, szpital zyskał 280 tys. zł rocznie. Zrezygnowano nawet z kupowania gazet ogólnopolskich i regionalnych - te cięcia mają przynieść 7500 zł rocznie. Zlikwidowano ryczałty na auta, podniesiono opłaty parkingowe. Te oraz inne oszczędności dały jak na razie 2 mln 600 tys. zł rocznie. Ale do zbilansowania się brakuje około 3 mln zł. W kąt poszły na razie plany przekształcenia szpitala w spółkę. Dyrektor jednak nie chce rezygnować z tego pomysłu, planuje, że wróci do niego za rok.

Kłopoty szpitala wynikają z dwóch głównych przyczyn. Po pierwsze, szpital ma spore zadłużenie. Wynosi ono ponad 11,5 mln zł. Na tę kwotę składają się 2 mln 250 tys. zł wymagalnego zadłużenia, ponad 2 mln zł niewymagalnego, 1,5 mln zł kredytu w rachunku bieżącym, około 5 mln 800 tys. zł kredytu inwestycyjnego oraz 157 tys. zł kredytu na szpitalne pracownie - ten szpital już kończy spłacać. Drugą przyczyną finansowych kłopotów szpitala jest niekorzystny kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Jak wyjaśnia Szafranowicz, przez to, że dwukrotnie większe pieniądze niż rok temu dostał oddział kardiologii inwazyjnej, zresztą prowadzony nie przez nasz szpital, ale zewnętrzną firmę, większość pozostałych oddziałów ma mniejsze kontrakty. Na przykład pieniądze na ortopedię w tym roku są mniejsze o ponad 20 procent niż w 2009 r. W efekcie szpital nie zapisuje pacjentów na zabiegi planowane. Na przykład na endoprotezę mogą liczyć tylko te osoby, które uległy wypadkowi.

Szafranowicz nie chce ciąć pensji wbrew związkom. Gdzie w takim razie chce szukać oszczędności?

Dyrektor rozważał likwidację najmniej dochodowych oddziałów: reumatologii, dermatologii i endokrynologii. Ale...

- Fundusz jest nieprzewidywalnym partnerem biznesowym. Wiem, że niektóre szpitale decydują się na likwidację tych właśnie oddziałów. Ale mam nadzieję, że gdy tych dermatologii i reumatologii zostanie w województwie tylko kilka, NFZ wreszcie je doceni. Przecież one też są potrzebne pacjentom - mówi Szafranowicz.

W szpitalu nadal trwa gorączkowe poszukiwanie trzech milionów. Zdaniem dyrektora te pieniądze wystarczą, by szpital nie generował kolejnych długów.

Monika Pacukiewicz - Dziennik Zachodni
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katkaras.opx.pl